Gruba, czyli o konsekwencjach naszych decyzji

Ludzie czasami pytają nas, jak to się stało, że hodujemy owce. Odpowiadamy wtedy, że kupiliśmy je jako 'kosiarki'. Rok wcześniej nabyliśmy dużą zadrzewioną działkę. Ponieważ jest położona na zboczu góry, stąd ciężko jest ją kosić jakimkolwiek większym sprzętem zmechanizowanym. Przez cały sezon kosiliśmy trawę ręczną kosą mechaniczną. Kiedy kończyliśmy na górze, trzeba było znowu zaczynać na dole. I tak w koło, przez całe lato...

owce na pastwisku


Owce wydawały się idealnym rozwiązaniem. Dopóki nie zaczęły się kocić. Wtedy musieliśmy podjąć kolejną decyzję. Hodowla nastawiona na mięso czy na sery? Jak tylko pomyśleliśmy o ewentualnym codziennym dojeniu, wiedzieliśmy już, że nastawiamy się na mięso. Tym bardziej, że już ustawiła się kolejka po jagnięcinę.

W tym miejscu mała dygresja dla ewentualnych obrońców prawa zwierząt. Postanowiliśmy, że naszym zwierzętom zapewniamy jak najlepsze warunki życia, pożywienie i jak najbardziej humanitarną śmierć. Ale mimo wszystko hodujemy je na mięso i w określonym momencie odstawiamy na ubój. Nasze owce z założenia nie dostają imion i nie oswajamy ich celowo.

Wszystko wydawało się proste, aż do momentu, kiedy musieliśmy zacząć dokarmiać jagnięta butelką. One uważały nas automatycznie za rodziców, beczały na nasz widok, kręciły się między nogami i uciekały z zagrody, chcąc iść za nami. Jakoś tak automatycznie zaczęliśmy nadawać im imiona. Był już Kacperek, Ogonówka, Plamiaczek i kilka innych. Większość jednak 'zrywała' z nami więź, jak tylko wyjeżdżała na pastwisko. Po kilku miesiącach kompletnej wolności już nie reagowały na wołanie. I tylko z Grubą było inaczej.

owce na pastwisku

Nawet na pastwisku przychodziła się witać. Domagała się pieszczot, chodziła za nami, a czasami pomagała przy zaganianiu owiec. Śmialiśmy się, że zamiast owcy mamy kolejnego psa pasterskiego.

Aż w końcu przyszła jesień i jagnięta z jej wykotu musiały jechać do rzeźni. M już kilka tygodni wcześniej zaczął zagadywał, co robimy z Grubą. Jedzie, zostawiamy, jedzie, a może jednak zostawiamy. Widać było, że się łamie. I znowu na marginesie, każdy wyjazd owiec odchorowujemy, nawet jeżeli wiemy, że 1. taka byłą nasza decyzja, 2. nie możemy hodować wszystkich owiec świata, 3. daliśmy im wszystko, co najlepsze etc. Racjonalnie wszystko rozumiemy, ale jednak emocje robią swoje.


Tym razem 'pękliśmy'. Gruba została. Całe stado wrzosówek sprzedaliśmy i teraz mamy jedną czarną owcę w naszym białym stadzie. Gruba jest już praktycznie dorosła, ale nadal przychodzi się witać i domaga się codziennej porcji pieszczot. Chyba czas pomyśleć o nowym biznesie...


Komentarze

  1. Takich "Grubych" to ja mam całe stado. I znów karmię butelką cztery jagnięta. Tak to bywa z owcami. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też cztery :-) I potrafią na raz 'wciągnąć' 13 butelek po 400ml! Małe żarłoki :-))

      Usuń
  2. fajna opowieść....cieszę się, że tu trafiłam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i wszystkie komentarze!

Popularne posty